U mnie sytuacja była taka, że nie byłam na profilu z rozszerzoną matematyką przez 2 pierwsze klasy liceum. W trzeciej klasie zmieniłam profil na mat-fiz, ale w szkole nie cisnęli bardzo z materiałem i myślałam, że może to i dobrze, bo i tak miałam zaległości, jeśli chodzi o poziom rozszerzony. Pod koniec trzeciej klasy z zadaniami z matur podstawowych sobie raczej radziłam, ale te rozszerzone wydawały mi się bardzo trudne i szły mi słabo.
Bardzo mi zależało na dostaniu się na studia, na których teraz jestem, a matematyka rozszerzona była na nich bardzo dobrze punktowana. Na kursie w ramach Szkoły Maturzystów byłam od początku września. Jeśli chodzi o postęp: maturę grudniową próbną z rozszerzenia napisałam na 26%, ( oczywiście myślałam że to koniec świata) , ale maturę w maju napisałam na 88%. Sądziłam, że może inni mogą się tak poprawić, ale to niemożliwe, żeby mi się udało, a jednak.
Po pierwsze: całe mnóstwo pracy. Nie odpuszczanie, robienie jak najwięcej zadań, poszukiwanie rozwiązań i odpowiedzi do tych, których się nie umie.
Po drugie: czas na odpoczynek. Może brzmi to trywialnie, ale naprawdę warto w ciągu tygodnia wygospodarować czas na coś, co sprawia radość i co relaksuje. Ja na przykład lubię bieganie. W ogóle uważam, że sport świetnie odstresowywuje.
Po trzecie: zacznij na maturze od zadań, które na pewno umiesz. Nie trzeba ich przecież robić po kolei. Potem lepiej jest wrócić do tych, nad którymi potrzeba się dłużej zastanowić.
Nie warto. Przedmiotów, na których nam nie zależy, zdecydowanie nie warto. Ja np. ściągałam na kartkówkach z historii, bo nic nie umiałam, ale kogo to teraz interesuje, nikt się o to nie pyta podczas rekrutacji na studia. W ogóle często na lekcjach, jak się niewiele działo, po prostu zajmowałam się zazwyczaj zadaniami z matmy lub angielskiego, bo te przedmioty rozszerzałam na maturze.
Zależy od matury: jeżeli np. polski jest obowiązkowy, a czuje się, że się może nie zdać, to tak. Chociaż ja niewiele czytałam lektur, raczej uczyłam się z opracowań. Naprawdę lepiej przeczytać kilka razy dobre opracowanie, niż czytać całą grubą książkę. Jeśli chodzi o matury ustne, to one wypadały już po egzaminach pisemnych, więc do ustnych zaczęłam się tak naprawdę przygotowywać dopiero po zdaniu pisemnych. Jak się umie w miarę do pisemnej, to i z ustną sobie można poradzić.
Planować czas. Mi pomagało np. jak mówiłam sobie, że jeśli teraz zrobię 2 zadania, to potem pójdę na trening czy obejrzę film. Wtedy łatwiej się do tego siada i ma się większą motywację do tego, by je zrobić i dokończyć. Poza tym, jeżeli wiesz, że danego dnia w szkole i tak nie masz nic ważnego do załatwienia, to naprawdę lepiej zostań w domu i się poucz. Na przedmiotach, którymi się nie rekrutowałam (jak historia), często robiłam matmę (później nie umiałam do kartkówek, ale co z tego?). I ważna rzecz: trzeba się wysypiać. Rozumiem, że można pić dużo kawy, ale naprawdę na dłuższą metę to niedobra droga.
Raczej poszłabym na profil mat-fiz od pierwszej klasy. I nie przejmowała się wynikiem matury próbnej. Ja jak się dowiedziałam o tych 26 procentach, to byłam mega załamana, płakałam strasznie długo. A tymczasem nie przeszkodziło mi to w napisaniu normalnej matury na bardzo dobry wynik i dostaniu się na studia pierwszego wyboru. Więc wyniku próbnej nie należy sobie brać do serca.
Tak. Ja rozwiązywałam dużo arkuszy, uważam to za bardzo ważny element przygotowań. Wtedy powtarza się praktycznie wszystkie działy. No i wracanie przed maturą do zadań, których się nie umiało. Polecam też robienie dużo notatek. Co innego jest dostać od kogoś notatkę gotową, a co innego napisać ją samemu, np. spróbować wyprowadzić jakiś wzór czy rozwiązać zadanie.
Uważam, że kurs prowadzony w ramach Szkoły Maturzystów był prowadzony w bardzo przemyślany sposób. Omówiono w jego trakcie wiele rzeczy, które zostały poruszone w szkole. Zadania były dobrze dobrane i zwracano uwagę na zasady punktacji zadań.
Studiuję bioinformatykę na UW. Jeśli chodzi o rady odnośnie wyboru studiów, to nie mam chyba. Trzeba się zastanowić, jakie przedmioty szkolne się lubi lub co sprawia radość i na tej podstawie próbować wybrać, nie pchać się gdzieś na siłę, bo ktoś inny na dane studia idzie.